Wpisy archiwalne w kategorii
Solo
Dystans całkowity: | 13883.98 km (w terenie 2058.68 km; 14.83%) |
Czas w ruchu: | 567:49 |
Średnia prędkość: | 24.37 km/h |
Maksymalna prędkość: | 4674.00 km/h |
Suma podjazdów: | 4471 m |
Maks. tętno maksymalne: | 226 (116 %) |
Maks. tętno średnie: | 189 (97 %) |
Suma kalorii: | 281556 kcal |
Liczba aktywności: | 298 |
Średnio na aktywność: | 46.59 km i 1h 54m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 20 maja 2012
Kategoria Solo
km: | 63.40 | km teren: | 15.00 |
czas: | 03:09 | km/h: | 20.13 |
Wolna, słoneczna niedziela. Na początek wizyta w sklepie i zakup nowego gadżetu:
Szybkie ustalenie trasy, bo cel wymyśliłem wcześniej. Niestety spora część asfaltem, najpierw przez Kraków do Zielonek i przez Giebułtów do Ojcowskiego Parku Narodowego. Na miejscu przez Bramę Krakowską niebieskim pieszym wjechałem wgłąb Parku. Szybko zamiast jazdy teren zafundował mi trochę chodzenia, ale widoki bezcenne.
Na sam koniec wizyta pod Grotą Łokietka i powrót niebieskim do Bramy Krakowskiej.
Do Krakowa dotarłem tą samą drogą, na miejscu jeszcze wizyta na rynku, gdzie otrzymałem miły upominek poprawiający humor.
Szybkie ustalenie trasy, bo cel wymyśliłem wcześniej. Niestety spora część asfaltem, najpierw przez Kraków do Zielonek i przez Giebułtów do Ojcowskiego Parku Narodowego. Na miejscu przez Bramę Krakowską niebieskim pieszym wjechałem wgłąb Parku. Szybko zamiast jazdy teren zafundował mi trochę chodzenia, ale widoki bezcenne.
Na sam koniec wizyta pod Grotą Łokietka i powrót niebieskim do Bramy Krakowskiej.
Do Krakowa dotarłem tą samą drogą, na miejscu jeszcze wizyta na rynku, gdzie otrzymałem miły upominek poprawiający humor.
Czwartek, 3 maja 2012
Kategoria Solo
km: | 46.37 | km teren: | 15.00 |
czas: | 02:11 | km/h: | 21.24 |
Korzystając z pięknej pogody postanowiłem zobaczyć trochę Krakowa. Na początek wzdłuż Wisły w kierunku toru kajakowego i węzła autostrady. Budujące jak wielu rowerzystów spotkałem po drodze, miejscami na ścieżce wzdłuż Wisły panował spory tłok. W zasadzie nie ma się czemu dziwić, bo ścieżka jest dobrym miejscem na przejażdżkę dla niedzielnych (jak ja) i nie tylko rowerzystów.
Przy wspomnianym węźle autostrady wskoczyłem na drugi brzeg Wisły i ruszyłem przed siebie. Na początek podjazd do klasztoru Kamedułów, wnętrza nie zwiedziłem, gdyż na wejściu witała piękna informacja o zakazie wstępu w stroju nieodpowiadającym miejscu sakralnemu (np. krótkie spodnie). Druga zachęcająca informacja, tym razem dla Pań, to tak, że zwiedzać owszem mogą, ale "aż" 11 razy w ciągu roku. Pobyt zawęził się więc do wizyty przy wodopoju. Następnie leśny zjazd i dalej przed siebie.
Kolejnym punktem do odwiedzenia okazało się Obserwatorium Astronomiczne UJ, położone podobnie malowniczo jak wcześniej "zobaczony" klasztor Kamedułów.
Następnym odwiedzonym miejscem był, a właściwie tylko cześć Lasu Wolskiego. Miło, bo aby do niego dotrzeć czekał kolejny podjazd. Każdy, kto zachwalał to miejsce jako ciekawy cel wycieczki nie myli się. Na pewno warto tam wrócić, by więcej pokręcić po leśnych i asfaltowych ścieżkach, na pewno lepiej w dzień, kiedy nie będzie tam takich tłumów. Tym razem postanowiłem dotrzeć do Kopca Piłsudskiego, na który, inaczej niż w przypadku Kopca Krakusa nie można wjechać na rowerze. Cóż, kolejny argument by wybrać się tam w mniej uczęszczany dzień lub godzinę ...
Na sam koniec przejazd przez centrum i rynek, gdzie zaczekałem chwilę na hejnał i powrót do domu, na śniadanie ...
Co ciekawe, mam wrażenie, że pokonałem więcej przewyższeń, niż przez niespełna dwa lata w Łodzi ...
Widok na Kopiec Piłsudskiego, z dołu, fotki z góry mam nadzieję innym razem.
Przy wspomnianym węźle autostrady wskoczyłem na drugi brzeg Wisły i ruszyłem przed siebie. Na początek podjazd do klasztoru Kamedułów, wnętrza nie zwiedziłem, gdyż na wejściu witała piękna informacja o zakazie wstępu w stroju nieodpowiadającym miejscu sakralnemu (np. krótkie spodnie). Druga zachęcająca informacja, tym razem dla Pań, to tak, że zwiedzać owszem mogą, ale "aż" 11 razy w ciągu roku. Pobyt zawęził się więc do wizyty przy wodopoju. Następnie leśny zjazd i dalej przed siebie.
Kolejnym punktem do odwiedzenia okazało się Obserwatorium Astronomiczne UJ, położone podobnie malowniczo jak wcześniej "zobaczony" klasztor Kamedułów.
Następnym odwiedzonym miejscem był, a właściwie tylko cześć Lasu Wolskiego. Miło, bo aby do niego dotrzeć czekał kolejny podjazd. Każdy, kto zachwalał to miejsce jako ciekawy cel wycieczki nie myli się. Na pewno warto tam wrócić, by więcej pokręcić po leśnych i asfaltowych ścieżkach, na pewno lepiej w dzień, kiedy nie będzie tam takich tłumów. Tym razem postanowiłem dotrzeć do Kopca Piłsudskiego, na który, inaczej niż w przypadku Kopca Krakusa nie można wjechać na rowerze. Cóż, kolejny argument by wybrać się tam w mniej uczęszczany dzień lub godzinę ...
Na sam koniec przejazd przez centrum i rynek, gdzie zaczekałem chwilę na hejnał i powrót do domu, na śniadanie ...
Co ciekawe, mam wrażenie, że pokonałem więcej przewyższeń, niż przez niespełna dwa lata w Łodzi ...
Widok na Kopiec Piłsudskiego, z dołu, fotki z góry mam nadzieję innym razem.
Niedziela, 4 marca 2012
Kategoria Solo
km: | 25.64 | km teren: | 10.00 |
czas: | 01:17 | km/h: | 19.98 |
Inauguracja sezonu i roweru. Nie jeździłem od 79 dni, ale o rowerze nie zapomniałem. Przez zimę zrealizowałem wizję, która pojawiła się u mnie już jakiś czas temu. Zaczęło się od nowej Reby, a z uwagi na fakt, że nowe modele nie oferują już jazdy na V-kach do kompletu sprawiłem sobie nowy model Shimano XT oraz koła DT X1900.
Przed wyjazdem ostatnie przygotowania, na swoje miejsce trafił licznik a na łańcuch trochę Finish Line'a. Uzupełniłem powietrze gdzie trzeba i ruszyłem cieszyć się pierwszymi przebłyskami wiosny.
Bez planu na trasę, bo jedyne co wiedziałem, to że będzie krótko, pokręciłem w stronę Łagiewnik. Plan był na asfalt, ale mijając wjazd do lasu w Arturówku nie mogłem się powstrzymać. Ku mojemu zaskoczeniu w terenie nie było masakry, w wielu miejscach dało się przejechać na sucho.
Wrażenie z jazdy na początek pozytywnie, rower zmienił geometrię, bo Reba jest sporo niższa niż Bomber. Sam amorek pracuje o niebo lepiej, a miałem okazję się przekonać na kocich łbach na leśnym dukcie. Hamulce się docierają więc zbyt wiele jeszcze powiedzieć się nie da, cieszy mnie cisza podczas hamowania, bo klocki Accenta w Avidach miały tendencję do piszczenia.
Nieskromnie powiem, że rower prezentuje się całkiem ładnie:
Na koniec jeszcze konsternacja, i to dwukrotnie. Raz to pierwszy (a co tam) kapeć w tym sezonie. Dwa, masakra, od ponad tygodnia mamy porządnego plusa a ludzie, proszę jak mądrze:
Przed wyjazdem ostatnie przygotowania, na swoje miejsce trafił licznik a na łańcuch trochę Finish Line'a. Uzupełniłem powietrze gdzie trzeba i ruszyłem cieszyć się pierwszymi przebłyskami wiosny.
Bez planu na trasę, bo jedyne co wiedziałem, to że będzie krótko, pokręciłem w stronę Łagiewnik. Plan był na asfalt, ale mijając wjazd do lasu w Arturówku nie mogłem się powstrzymać. Ku mojemu zaskoczeniu w terenie nie było masakry, w wielu miejscach dało się przejechać na sucho.
Wrażenie z jazdy na początek pozytywnie, rower zmienił geometrię, bo Reba jest sporo niższa niż Bomber. Sam amorek pracuje o niebo lepiej, a miałem okazję się przekonać na kocich łbach na leśnym dukcie. Hamulce się docierają więc zbyt wiele jeszcze powiedzieć się nie da, cieszy mnie cisza podczas hamowania, bo klocki Accenta w Avidach miały tendencję do piszczenia.
Nieskromnie powiem, że rower prezentuje się całkiem ładnie:
Na koniec jeszcze konsternacja, i to dwukrotnie. Raz to pierwszy (a co tam) kapeć w tym sezonie. Dwa, masakra, od ponad tygodnia mamy porządnego plusa a ludzie, proszę jak mądrze:
Czwartek, 15 grudnia 2011
Kategoria Po mieście, Solo
km: | 39.29 | km teren: | 14.00 |
czas: | 01:45 | km/h: | 22.45 |
Dzisiejszy dzień rozpoczął się bardzo dobrze, wstałem znacznie wcześniej niż zakładałem, a pogoda zapowiadała się znakomita. Mając wolne nie sposób było choć na chwilę nie wyjść pokręcić.
Na początek ruszyłem w kierunku Deca z zamiarem zakupu rękawiczek, zamiast nich postanowiłem nabyć coś innego, bluzę, która na dzisiejszą pogodę była wprost idealna.
Szybka zmiana stroju i jadąc dalej testowałem nowy zakup. Już od początku okazało się, że był bardzo dobry, bardzo dobrze chroni przed wiatrem, a przy dzisiejszej temperaturze ok 5 st. było w niej idealnie.
Ze spraw na mieście zaliczyłem jeszcze wizytę w Bikemii, skąd pojechałem odwiedzić las Łagiewnicki. Na miejscu ta sama pętla co ostatnio tj. niebieskim pieszym przez Modrzew. Powrót do domu przez Arturówek.
Na koniec jeszcze fotka nad częściowo zamarzniętym stawie w Arturówku. Niesamowite, że w grudniu pogoda tak idealnie udaje wiosnę.
Na początek ruszyłem w kierunku Deca z zamiarem zakupu rękawiczek, zamiast nich postanowiłem nabyć coś innego, bluzę, która na dzisiejszą pogodę była wprost idealna.
Szybka zmiana stroju i jadąc dalej testowałem nowy zakup. Już od początku okazało się, że był bardzo dobry, bardzo dobrze chroni przed wiatrem, a przy dzisiejszej temperaturze ok 5 st. było w niej idealnie.
Ze spraw na mieście zaliczyłem jeszcze wizytę w Bikemii, skąd pojechałem odwiedzić las Łagiewnicki. Na miejscu ta sama pętla co ostatnio tj. niebieskim pieszym przez Modrzew. Powrót do domu przez Arturówek.
Na koniec jeszcze fotka nad częściowo zamarzniętym stawie w Arturówku. Niesamowite, że w grudniu pogoda tak idealnie udaje wiosnę.
Sobota, 12 listopada 2011
Kategoria Solo
km: | 34.51 | km teren: | 20.00 |
czas: | 01:34 | km/h: | 22.03 |
Korzystając z pięknej pogody postanowiłem ruszyć się z domu i odwiedzić lasy w okolicach Łagiewnik. Na początek przez Radogoszcz do Zgierza, skąd następnie do Łagiewnik. Przez las do Arturówka i dalej w kierunku Modrzewia. Inaczej niż dotychczas powrót ścieżkami leśnymi do Arturówka, skąd już standardowo powrót do domu. Bardzo przyjemny dzień, szczególnie biorąc pod uwagę, że mamy już listopada. W lesie trzeba jednak mocno uważać, bo na drogach zalega sporo liści, a nie wiadomo co pod nimi, na szczęście jest sucho.
Klika fotek z końca jesieni:
Klika fotek z końca jesieni:
Niedziela, 16 października 2011
Kategoria Nocna Jazda, Po mieście, Solo
km: | 36.79 | km teren: | 12.00 |
czas: | 01:46 | km/h: | 20.82 |
Po południu szybki wyjazd do Lasu Łagiewnickiego przez Arturówek i Modrzew. Wieczorem wizyta w pracy.
Poniedziałek, 26 września 2011
Kategoria Po mieście, Solo
km: | 36.57 | km teren: | 15.00 |
czas: | 01:31 | km/h: | 24.11 |
Z samego rana, jeszcze po ciemku do pracy, temperatura mocno nieprzyjemna i ewidentnie czuć już jesień, niestety zawitała nie tylko w kalendarzu. Powrót do domu w znacznie przyjemniejszych warunkach, a bluza która rano była niezbędna okazała mocno za ciepła. W domu szyba zmiana stroju i przejażdżka w kierunku Arturówka. Wizyta nad stawami i niebieskim pieszym w kierunku Modrzewia. Z racji na ograniczoną ilość czasu szybko przemknąłem ponownie przez Arturówek, skąd już asfaltem do domu.
Wtorek, 13 września 2011
Kategoria Solo
km: | 53.77 | km teren: | 10.00 |
czas: | 02:27 | km/h: | 21.95 |
Miało być z grupie, wyszło jednak solo. Najpierw w kierunku Kręciwilku, przed stacją PKP w teren do czerwonego rowerowego. Do Kusiąt, skąd czerwonym pieszym przez Góry Towarne do Olsztyna. Wizyta na Lipówkach, gdzie liczyłem spotkać kogoś z ekipy, ale na "szczycie" pusto. Kilka fotek i zjazd w kierunku Sokolich i Leśnego. Chwila asfaltem do żółtego pieszego i nim przez Sokole do Biskupic, następnie Choroń i Poraj. Powrót do domu przez Poczesną i Kręciwilk.
Poniedziałek, 15 sierpnia 2011
Kategoria Solo
km: | 70.13 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:35 | km/h: | 27.15 |
Mimo zapowiedzi pogoda od rana bardzo niepewna. Z roweru nie chciałem rezygnować, szczególnie że wczoraj zrezygnowałem z imprezy, żeby dzisiaj kręcić. Bez szczególnego pomysłu ruszyłem w kierunku, gdzie niebo wyglądało lepiej, czyli na wschód. Na początek w kierunku Brzezin przez Nowosolną, Lipiny i Paprotnię. Na miejscu decyzja, że odwiedzę jeszcze Koluszki, przez które przejeżdżałem wielokrotnie, ale PKP, szału nie ma jak na dość istotny punkt na mapie PKP. Z Koluszek powrót w kierunku Łodzi, ale inną trasą, jak jechać wiedziałem tylko mniej więcej. I tak przez Różycę, Kaletnik, Gałków Duży i Mały, Justynów do Andrespola, skąd już znaną trasą do Łodzi. Cała droga asfaltem, moją "szosówką":
Jeszcze na specjalne życzenie Inimicus'a unikatowy uchwyt na pompkę:
Jeszcze na specjalne życzenie Inimicus'a unikatowy uchwyt na pompkę:
Sobota, 6 sierpnia 2011
Kategoria Solo
km: | 137.16 | km teren: | 0.00 |
czas: | 05:05 | km/h: | 26.98 |
Ostanie plany przyjazdu z Łodzi do Częstochowy nie wypaliły ze względu na kiepską pogodę. Wiele zapowiadało, że podobnie będzie tym razem, pomimo ostatniej poprawy pogody znowu zapowiadały się deszcze.
Prognozy pogody nie były fatalne, ale optymizmem też nie szalały. Burze i przelotne deszcze były jak najbardziej brane pod uwagę, do tego wszystkiego południowo - wschodni wiatr, czyli idealnie w twarz, całą drogę. Wyjeżdżając z Łodzi na niebie zbierały się już dość ciężkie chmury, pocieszał mnie przeciwny wiatr, bo w kierunku którym zmierzałem niebo wyglądało znacznie lepiej. Z samym deszczem spotkałem się w Łasku, na moje szczęście nie padało aż tak intensywnie jak zapowiadali, a i też nie aż tak długo. Wyjeżdżając z Łasku już było po deszczu, a ja kręciłem dalej w kierunku Buczka i Szczercowa. Następnie Ostrołęka, Nowa Brzeźnica, Cykarzew, Lubojnia i moim oczom ukazała się tablica z napisem "Częstochowa". Nawet jeśli bym jej nie zauważył, nie sposób było nie poczuć jej obecności, nawierzchnia natychmiast zmieniła się z dobrej na taką częstochowską ...
Do domu dotarłem już na poważnej rezerwie energetycznej. Jednak brak regularnej jazdy widać podczas takich wyjazdów.
Prognozy pogody nie były fatalne, ale optymizmem też nie szalały. Burze i przelotne deszcze były jak najbardziej brane pod uwagę, do tego wszystkiego południowo - wschodni wiatr, czyli idealnie w twarz, całą drogę. Wyjeżdżając z Łodzi na niebie zbierały się już dość ciężkie chmury, pocieszał mnie przeciwny wiatr, bo w kierunku którym zmierzałem niebo wyglądało znacznie lepiej. Z samym deszczem spotkałem się w Łasku, na moje szczęście nie padało aż tak intensywnie jak zapowiadali, a i też nie aż tak długo. Wyjeżdżając z Łasku już było po deszczu, a ja kręciłem dalej w kierunku Buczka i Szczercowa. Następnie Ostrołęka, Nowa Brzeźnica, Cykarzew, Lubojnia i moim oczom ukazała się tablica z napisem "Częstochowa". Nawet jeśli bym jej nie zauważył, nie sposób było nie poczuć jej obecności, nawierzchnia natychmiast zmieniła się z dobrej na taką częstochowską ...
Do domu dotarłem już na poważnej rezerwie energetycznej. Jednak brak regularnej jazdy widać podczas takich wyjazdów.