Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2012
Dystans całkowity: | 167.95 km (w terenie 40.00 km; 23.82%) |
Czas w ruchu: | 08:43 |
Średnia prędkość: | 19.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.35 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 135 (69 %) |
Suma kalorii: | 5478 kcal |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 41.99 km i 2h 10m |
Więcej statystyk |
Piątek, 25 maja 2012
Kategoria Masa Krytyczna
km: | 33.15 | km teren: | 0.00 |
czas: | 02:13 | km/h: | 14.95 |
Po pracy spokojnie do domu, szybkie obliczenie czasu, jakiego potrzebuję, by dotrzeć na Rynek i przygotowanie do wyjazdu. Tuż przed wyjazdem konsternacja, z tyłu brak powietrza. Szybki Pit Stop, klejenie i sprint na Rynek. O dziwo mimo o ponad połowę skróconego czasu na miejsce dotarłem tylko z 3 minutowym poślizgiem. Na szczęście sama Masa miał poślizg znacznie większy.
Zakup szprychówki:
i cały peleton ruszył w miasto. Kierunek Nowa Huta.
Trasa dość długa, momentami miałem wrażenie, że może zbyt długa.
Powrót na Rynek, gdzie jeszcze otrzymaliśmy miły akcent rowerowy:
Na koniec znowu sprint, ale średniej uratować się nie dało ...
Zakup szprychówki:
i cały peleton ruszył w miasto. Kierunek Nowa Huta.
Trasa dość długa, momentami miałem wrażenie, że może zbyt długa.
Powrót na Rynek, gdzie jeszcze otrzymaliśmy miły akcent rowerowy:
Na koniec znowu sprint, ale średniej uratować się nie dało ...
Czwartek, 24 maja 2012
Kategoria Solo
km: | 25.03 | km teren: | 10.00 |
czas: | 01:10 | km/h: | 21.45 |
Późnym popołudniem szybka przejażdżka w poszukiwaniu Zakrzówka. Tym razem wyposażony w mapę postanowiłem dotrzeć do celu. Tym razem bez pudła dotarłem do celu, na miejscu kilka fotek i objazd dookoła kamieniołomu. Świetne, techniczne ścieżki. Na pewno tam wrócę.
Niedziela, 20 maja 2012
Kategoria Solo
km: | 63.40 | km teren: | 15.00 |
czas: | 03:09 | km/h: | 20.13 |
Wolna, słoneczna niedziela. Na początek wizyta w sklepie i zakup nowego gadżetu:
Szybkie ustalenie trasy, bo cel wymyśliłem wcześniej. Niestety spora część asfaltem, najpierw przez Kraków do Zielonek i przez Giebułtów do Ojcowskiego Parku Narodowego. Na miejscu przez Bramę Krakowską niebieskim pieszym wjechałem wgłąb Parku. Szybko zamiast jazdy teren zafundował mi trochę chodzenia, ale widoki bezcenne.
Na sam koniec wizyta pod Grotą Łokietka i powrót niebieskim do Bramy Krakowskiej.
Do Krakowa dotarłem tą samą drogą, na miejscu jeszcze wizyta na rynku, gdzie otrzymałem miły upominek poprawiający humor.
Szybkie ustalenie trasy, bo cel wymyśliłem wcześniej. Niestety spora część asfaltem, najpierw przez Kraków do Zielonek i przez Giebułtów do Ojcowskiego Parku Narodowego. Na miejscu przez Bramę Krakowską niebieskim pieszym wjechałem wgłąb Parku. Szybko zamiast jazdy teren zafundował mi trochę chodzenia, ale widoki bezcenne.
Na sam koniec wizyta pod Grotą Łokietka i powrót niebieskim do Bramy Krakowskiej.
Do Krakowa dotarłem tą samą drogą, na miejscu jeszcze wizyta na rynku, gdzie otrzymałem miły upominek poprawiający humor.
Czwartek, 3 maja 2012
Kategoria Solo
km: | 46.37 | km teren: | 15.00 |
czas: | 02:11 | km/h: | 21.24 |
Korzystając z pięknej pogody postanowiłem zobaczyć trochę Krakowa. Na początek wzdłuż Wisły w kierunku toru kajakowego i węzła autostrady. Budujące jak wielu rowerzystów spotkałem po drodze, miejscami na ścieżce wzdłuż Wisły panował spory tłok. W zasadzie nie ma się czemu dziwić, bo ścieżka jest dobrym miejscem na przejażdżkę dla niedzielnych (jak ja) i nie tylko rowerzystów.
Przy wspomnianym węźle autostrady wskoczyłem na drugi brzeg Wisły i ruszyłem przed siebie. Na początek podjazd do klasztoru Kamedułów, wnętrza nie zwiedziłem, gdyż na wejściu witała piękna informacja o zakazie wstępu w stroju nieodpowiadającym miejscu sakralnemu (np. krótkie spodnie). Druga zachęcająca informacja, tym razem dla Pań, to tak, że zwiedzać owszem mogą, ale "aż" 11 razy w ciągu roku. Pobyt zawęził się więc do wizyty przy wodopoju. Następnie leśny zjazd i dalej przed siebie.
Kolejnym punktem do odwiedzenia okazało się Obserwatorium Astronomiczne UJ, położone podobnie malowniczo jak wcześniej "zobaczony" klasztor Kamedułów.
Następnym odwiedzonym miejscem był, a właściwie tylko cześć Lasu Wolskiego. Miło, bo aby do niego dotrzeć czekał kolejny podjazd. Każdy, kto zachwalał to miejsce jako ciekawy cel wycieczki nie myli się. Na pewno warto tam wrócić, by więcej pokręcić po leśnych i asfaltowych ścieżkach, na pewno lepiej w dzień, kiedy nie będzie tam takich tłumów. Tym razem postanowiłem dotrzeć do Kopca Piłsudskiego, na który, inaczej niż w przypadku Kopca Krakusa nie można wjechać na rowerze. Cóż, kolejny argument by wybrać się tam w mniej uczęszczany dzień lub godzinę ...
Na sam koniec przejazd przez centrum i rynek, gdzie zaczekałem chwilę na hejnał i powrót do domu, na śniadanie ...
Co ciekawe, mam wrażenie, że pokonałem więcej przewyższeń, niż przez niespełna dwa lata w Łodzi ...
Widok na Kopiec Piłsudskiego, z dołu, fotki z góry mam nadzieję innym razem.
Przy wspomnianym węźle autostrady wskoczyłem na drugi brzeg Wisły i ruszyłem przed siebie. Na początek podjazd do klasztoru Kamedułów, wnętrza nie zwiedziłem, gdyż na wejściu witała piękna informacja o zakazie wstępu w stroju nieodpowiadającym miejscu sakralnemu (np. krótkie spodnie). Druga zachęcająca informacja, tym razem dla Pań, to tak, że zwiedzać owszem mogą, ale "aż" 11 razy w ciągu roku. Pobyt zawęził się więc do wizyty przy wodopoju. Następnie leśny zjazd i dalej przed siebie.
Kolejnym punktem do odwiedzenia okazało się Obserwatorium Astronomiczne UJ, położone podobnie malowniczo jak wcześniej "zobaczony" klasztor Kamedułów.
Następnym odwiedzonym miejscem był, a właściwie tylko cześć Lasu Wolskiego. Miło, bo aby do niego dotrzeć czekał kolejny podjazd. Każdy, kto zachwalał to miejsce jako ciekawy cel wycieczki nie myli się. Na pewno warto tam wrócić, by więcej pokręcić po leśnych i asfaltowych ścieżkach, na pewno lepiej w dzień, kiedy nie będzie tam takich tłumów. Tym razem postanowiłem dotrzeć do Kopca Piłsudskiego, na który, inaczej niż w przypadku Kopca Krakusa nie można wjechać na rowerze. Cóż, kolejny argument by wybrać się tam w mniej uczęszczany dzień lub godzinę ...
Na sam koniec przejazd przez centrum i rynek, gdzie zaczekałem chwilę na hejnał i powrót do domu, na śniadanie ...
Co ciekawe, mam wrażenie, że pokonałem więcej przewyższeń, niż przez niespełna dwa lata w Łodzi ...
Widok na Kopiec Piłsudskiego, z dołu, fotki z góry mam nadzieję innym razem.