Czwartek, 12 maja 2011
Kategoria Nocna Jazda, Z Ekipą
km: | 32.42 | km teren: | 10.00 |
czas: | 01:59 | km/h: | 16.35 |
Niezwykle szczęśliwy wieczorny wypad rowerowy. Zaczęło się już prawie od samego początku, owszem tuż po wyjeździe było bardzo miło. Podczas ostatniej wizyty w domu zostawiłem ramę Context'a, którą podejrzewam o trzeszczenie i zabrałem do Łodzi Kelly'sa. Fakt, trochę już zajechany, ale jaki luksus, kiedy podczas jazdy cisza ... może nie zupełna z racji luzu na ośkach w zajechanych zatrzaskach Wellgo, ale o nich później.
Tak więc po kolei, na pierwszych kilometrach od wyjazdu jadąc razem z Celinką i Ravenem całą szerokością ścieżki i chodnika napotkaliśmy na pieszych (skąd się wzięli na chodniku nie wiem ?), Celinka i Raven grzecznie zjechali na ścieżkę, natomiast ja w "teren", zjechałem z chodnika i pognałem w prost w kierunku czekającego na mnie wykopu, kiedy go zauważyłem zdążyłem tylko krzyknąć i po hamplach, przedni zadziałał rewelacyjnie więc rower zatrzymał się tuż przed dziurą, a ja wykonując klasyczne OTB zmierzałem wprost do metrowego wykopu. Udało się jakoś rozłożyć ręce więc wylądowałem nad, a nie wewnątrz wykopu. Całego zdarzenia, jednak nie zaliczam do pechowych, nic się nie stało i było dość śmiesznie, wrażenia pozytywne.
Pojechaliśmy dalej, w kierunku lasu Łagiewnickiego pośmigać w terenie w totalnych ciemnościach. Krótko po wjechaniu do lasu okazało się, że mam spore problemy z wpięciem prawego buta, po wielu próbach w końcu się udało, ale po każdym wypięciu historia była identyczna. Podczas postoju, kiedy rzuciłem trochę światła na zatrzask okazało się, że ułamałem kawałek zatrzasku, więc jedna strona wyłączona, ogólnie Wellgo umarły ...
Jazda już nie tak komfortowa, bo za każdym razem musiałem szukać tej sprawnej strony, co w ciemnościach najłatwiejsze nie jest, ale co tam, jazda po lesie w nocy to jest to coś, szczególnie na relatywnie wąskich ścieżkach.
Raven poprowadził nas po dość ciekawych miejscach i ścieżkach, aż sam zgubił drogę, nie tak do końca, ale trzeba było wyjechać z lasu na asfalt. Po krótkiej chwili zaczęło się dziwnie jechać, no tak powietrza z przodu było coraz mniej. Normalnie to nie problem, chyba, że jest godzina 12:00, jest się na zadupiu, a nikt nie pomyślał, by zabrać ze sobą pompkę ... . Ja miałem łatki, Raven nawet dętkę, ale nadmuchać to bym musiał chyba ustami. Do Łodzi doczłapałem się już na oponie, w zasadzie to jechałem tak przez ok. 10 km, po prostu bajka. Na koniec, "jakby tego było mało, k... się rozpadało". Mijając stację już nawet nie myślałem, żeby coś kombinować z dętką, bo po tylu kilometrach wątpiłem by było co kleić, ale podjechałem do kompresora. Mocno się zdziwiłem, kiedy podczas pompowania nawet nie było słychać syczenia powietrza, koło udało się napompować ?! i już w normalnym tempie wróciłem do domu, na miejscu wylałem wodę z butów i pod prysznic ... .
A wellgo prezentują się następująco:
Tak więc po kolei, na pierwszych kilometrach od wyjazdu jadąc razem z Celinką i Ravenem całą szerokością ścieżki i chodnika napotkaliśmy na pieszych (skąd się wzięli na chodniku nie wiem ?), Celinka i Raven grzecznie zjechali na ścieżkę, natomiast ja w "teren", zjechałem z chodnika i pognałem w prost w kierunku czekającego na mnie wykopu, kiedy go zauważyłem zdążyłem tylko krzyknąć i po hamplach, przedni zadziałał rewelacyjnie więc rower zatrzymał się tuż przed dziurą, a ja wykonując klasyczne OTB zmierzałem wprost do metrowego wykopu. Udało się jakoś rozłożyć ręce więc wylądowałem nad, a nie wewnątrz wykopu. Całego zdarzenia, jednak nie zaliczam do pechowych, nic się nie stało i było dość śmiesznie, wrażenia pozytywne.
Pojechaliśmy dalej, w kierunku lasu Łagiewnickiego pośmigać w terenie w totalnych ciemnościach. Krótko po wjechaniu do lasu okazało się, że mam spore problemy z wpięciem prawego buta, po wielu próbach w końcu się udało, ale po każdym wypięciu historia była identyczna. Podczas postoju, kiedy rzuciłem trochę światła na zatrzask okazało się, że ułamałem kawałek zatrzasku, więc jedna strona wyłączona, ogólnie Wellgo umarły ...
Jazda już nie tak komfortowa, bo za każdym razem musiałem szukać tej sprawnej strony, co w ciemnościach najłatwiejsze nie jest, ale co tam, jazda po lesie w nocy to jest to coś, szczególnie na relatywnie wąskich ścieżkach.
Raven poprowadził nas po dość ciekawych miejscach i ścieżkach, aż sam zgubił drogę, nie tak do końca, ale trzeba było wyjechać z lasu na asfalt. Po krótkiej chwili zaczęło się dziwnie jechać, no tak powietrza z przodu było coraz mniej. Normalnie to nie problem, chyba, że jest godzina 12:00, jest się na zadupiu, a nikt nie pomyślał, by zabrać ze sobą pompkę ... . Ja miałem łatki, Raven nawet dętkę, ale nadmuchać to bym musiał chyba ustami. Do Łodzi doczłapałem się już na oponie, w zasadzie to jechałem tak przez ok. 10 km, po prostu bajka. Na koniec, "jakby tego było mało, k... się rozpadało". Mijając stację już nawet nie myślałem, żeby coś kombinować z dętką, bo po tylu kilometrach wątpiłem by było co kleić, ale podjechałem do kompresora. Mocno się zdziwiłem, kiedy podczas pompowania nawet nie było słychać syczenia powietrza, koło udało się napompować ?! i już w normalnym tempie wróciłem do domu, na miejscu wylałem wodę z butów i pod prysznic ... .
A wellgo prezentują się następująco:
K o m e n t a r z e
Zasadniczo kiedy zaczęły się te niespodzianki był już piątek, 13. ;)
Raven - 16:42 niedziela, 15 maja 2011 | linkuj
Komentuj